Recenzja gry

Deus Ex: Bunt ludzkości (2011)
Jean-François Dugas
Elias Toufexis

Zróbmy sobie agenta

Przejmując schedę po zasłużonych poprzednikach z Ion Storm i nawiązując do sukcesu wielkiego "Deus Ex" z 2000 roku, podarowali nam najbogatszy cyberpunkowy świat, jaki odwiedzicie z padem w
Z cyberpunkiem nie ma żartów – to poetyka, która nie wybacza lenistwa i nie toleruje półśrodków. Jest tak restrykcyjna i mocno skodyfikowana, że każda droga na skróty może zakończyć się w ślepej uliczce. Centralne konflikty cyberpunkowych narracji oraz ich wielkie tematy – agresywna technicyzacja życia społecznego, duch w maszynie i druty w ciele, socjodarwinizm jako  dominująca filozofia społecznego rozwoju – prawie zawsze wspierają się na fundamentach w postaci drobiazgowo wykreowanych światów przyszłości. Zaś nieco encyklopedyczna konwencja cyberpunkowych historii, podobnie jak w przypadku całej literatury fantastycznej, jest jak bilet w jedną stronę, bo ani do Los Angeles z "Łowcy androidów", ani do japońskiej Chiby z "Neuromancera" nie wpadniecie w przerwie między drugim śniadaniem a popołudniowym papierosem. Z podobnego założenia wyszli twórcy "Deus Ex: Buntu ludzkości" z montrealskiego oddziału Eidosu. Przejmując schedę po zasłużonych poprzednikach z Ion Storm i nawiązując do sukcesu wielkiego "Deus Ex" z 2000 roku, podarowali nam najbogatszy cyberpunkowy świat, jaki odwiedzicie z padem w dłoni.

Akcja "Buntu" rozpoczyna się ćwierć wieku przed wydarzeniami z pierwszego "Deus Ex", gdy jako szef ochrony korporacji Sarif Industries, Adam Jensen, przygotowujemy się do eskorty naukowców, pracujących nad modyfikacjami ludzkiego ciała. Świat stoi u progu nanotechnologicznej rewolucji, a o tym, że nie wszyscy chcą wykorzystać jej owoce dla szczytnych celów, przekonujemy się już po kilku minutach gry, stając oko w oko z grupą uderzeniową, która zaczyna dziesiątkować personel laboratorium. Rozmowa z agresorami jest krótka, ale głośna – badania zostają zniszczone, zespół badawczy przenosi się na łono Abrahama, a Jensen kończy jako kadłubek na sali operacyjnej. Gdy po kilku miesiącach wraca do pracy bogatszy o cybernetyczne protezy kończyn, rozpoczynamy śledztwo, które z Detroit zawiedzie nas do Szanghaju, Montrealu i Singapuru. Jensen naprawdę chce wiedzieć, kto stoi za zamachem, a facet nie należy do żartownisiów – przekonacie się o tym wraz z pierwszym uciszonym wartownikiem i przesłuchanym zbirem.  

Już kilka pierwszych godzin w Detroit roku 2027 nie pozostawia wątpliwości – "Deus Ex" to stara szkoła. Śledztwo Jensena nie będzie przypominać spaceru po parku, a błędne decyzje mogą nas kosztować całkiem sporo w późniejszych partiach rozgrywki. W świat gry zostajemy wprawdzie wprowadzeni dość łagodnie (jest czas, by rozsmakować się w detalach, zaś sprawny system tutoriali sprawia, że nauka systemu przebiega bezproblemowo), ale już podczas pierwszego zadania, polegającego na odbiciu zakładników z zakładów Sarifa, twórcy puszczają naszą rękę, eksponując tym samym ogromną swobodę gameplayu. Niech Was nie zmyli prowadzona z FPS-owej perspektywy rozgrywka (poza momentami, w których jesteśmy "przytuleni" do osłony, kamera przeskakuje wtedy w tryb trzeciej osoby – cover system pożyczony z serii "Rainbow Six: Vegas") – "Deus Ex" nigdy nie był pełnokrwistą strzelaniną, a skradanką w erpegowym sosie.  Do każdego z zadań infiltracyjnych możemy więc podejść na kilka sposobów: od wariantów stricte szpiegowskich (przemykanie za plecami strażników, korzystanie z osłon terenowych, hackowanie komputerów, przezbrajanie automatycznych wieżyczek i robotów strażniczych), przez dyplomatyczne (unikanie starcia dzięki umiejętnie prowadzonym pertraktacjom, wykorzystywanie koneksji w celu infiltracji danego obiektu, przekupstwa), po negocjacje za pomocą ciężkiego sprzętu (arsenał nie powala, ale zakupioną oraz zdobyczną broń można ulepszać i modyfikować). Dość powiedzieć, że całą grę można ukończyć, nie zabijając ani jednej osoby (z wyłączeniem dopakowanych bossów), a projekty większości miejscówek zachęcają do kreatywnego myślenia.  

Operacja Jensena, dzięki którym jego ciało przeistoczyło się w narzędzie małej apokalipsy, przebiegła pomyślnie, ale jego głowa kiepsko radzi sobie z obsługą takiej ilości wszczepów. To elegancki fabularny kostium opinający erpegowy rdzeń rozgrywki, czyli rozwój umiejętności Adama. Za zdobyte w pocie czoła doświadczenie (punkty Praxis) możemy ulepszać implanty poszczególnych części ciała. Zabawa jest przednia, zwłaszcza, że gra nie cierpi na syndrom japońskich erpegów, w których nasi bohaterowie kończą rozgrywkę jako wszechstronnie wyszkoleni superherosi. "Praxisów" jest jak na lekarstwo, toteż warto rozdzielać je rozważnie. Chcecie zamienić Jensena w "patana", który przyjmie na tors większą liczbę pocisków, obsłuży ciężki karabin maszynowy, a w razie czego zasłoni się stalowym kontenerem? Inwestujcie w modyfikacje ramion, pancerza i wzmocnienia torsu. Zależy Wam na superszpiegu, cichym niczym kot i zabójczo niebezpiecznym w zwarciu sprinterze? Kupujcie ulepszacze refleksu, podrasujcie protezy oczu i nóg. Możliwości jest na tyle dużo, że każdy Was dostanie takiego cyberagenta, na jakiego zasłużył. Ostrożności jednak nigdy za wiele, gdyż w późniejszych zadaniach nie ma taryfy ulgowej.  

Tam, gdzie kończy się dłubanie w menusach, zaczyna się fantastyczna przygoda – długa, wymagająca, bogata w ciekawe konteksty i fabularne twisty. Naszpikowana dojrzałymi wątkami i narracyjnie zborna, rozegrana w świecie dopracowanym w najdrobniejszych szczegółach, będąca tym dla cyberpunku, czym niedawne "L.A. Noire" było dla czarnego kryminału. Może nie jest zbyt piękna (strona techniczna pozostawia wiele do życzenia, widać, że gra powstawała parę ładnych lat), ale nadrabia sugestywną wizją świata w przededniu narodzin nowej cywilizacji. Podobnie jak bohater opowiadania "Wypalić Chrom" Williama Gibsona, czułem się jak punk, który poszedł kupić nóż sprężynowy, a wrócił do domu z małą, neutronową bombą.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Bunt ludzkości" trzecia odsłona świetnej cyberpunkowej serii i jednocześnie prequel oryginalnego "Deus... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones